P.A.R.N.O.

1 sierpnia 2017. Insomia: 4 Wojskowy Szpital Kliniczny

Autor:
opublikowano
13 kwietnia 2018

Dziennik pisany mocą kompanii. Insomia: 4 Wojskowy Szpital Kliniczny, Weigla 5, Wrocław, oddział otolaryngologiczy.

4-wojskowy szpital kliniczny we Wrocławiu

Jest nas 5 na kompanii

Pokój szpitalny nazywamy kompanią. A w kompani meldują się: Ryszard I, polipy na tchawicy, pali 30 petów dziennie, ale dziś mówił, że ogranicza i tylko 10; Marcin, myśliwy o duszy anioła, o twarzy lekko umazanej prochem i włosach pachnących zapewne kordytem, który hoduje ozdobne bażanty, strzela do dzików ze sztucera 762mm, bo lubi, kocha las i pięknie o tym opowiada. Henryk lat 58, wędkarz z wyciętą przegrodą nosową. Wczoraj chrapał okrutnie, dziś postękuje po zabiegu jak trafiony dzik. Trochę trudno go zrozumieć, bo nie zabrał sztucznej szczęki, a mówił, że wkłada ją tylko do garnituru. Twierdzi, że rok temu w Odrze odłowiono w sieć aligatora przy okazji pozyskiwania ryb dla fok w ZOO (trzeba to sprawdzić). Ryszard II. Gdyby kręcono film z czasów rzymskich, mógłby grać patrycjusza bez charakteryzacji. Rozmawialiśmy jak pozbyć się kun z poddasza. Wygrał z czerniakiem, ale ma guzka na tchawicy. 68 lat, a energia 18. Przed chwilą zapalił przypadkowo światło kolanem przez sen i mnie obudził – skuteczniej od siostry cucącej pacjentów w pokoju wybudzeń po operacji.

Jutro, a w zasadzie dziś wychodzę

Ostre zapalenie ochrzęstnej ucha zewnętrznego wymagało noszenia opaski przez głowę uciskającej ucho, upodobniając mnie do powstańca draśniętego nieznacznie odłamkiem. Myślę o dziadku i babci, którzy przeżyli Powstanie Warszawskie w komplecie, chroniąc dwójkę swoich maleńkich dzieci, razem z rodziną Stanisława Dygata. Proste, gdyby wtedy nie przeżyli, w jakiejś piwnicy, nie narodziłby się mój tato w 1950 r. Czasem śni mi się wojna. Może noszę po nich jakiś zabłąkany odłamek kosmiczno-karmicznej pamięci. Słucham Rammstein Klavier, czyli wersje utworów na pianino tego niemieckiego zespołu brutalnych doświadczeń. Może sen przyjdzie.

PS
Pomyliłem się… Przeliczyłem się. Ucho paprało się. Nie wyszedłem 1.08, tylko 5.08.

1.08.2017 Wrocław

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: