Londyn alternatywnie – (nie)praktyczny i subiektywny przewodnik po stolicy Anglii + film z momentami
Nie spodziewaj się oklepanych tekstów i statycznych ujęć ze stolicy Anglii. Pokazuję Londyn w wersji alternatywnej. Jeśli pojawi się Big Ben, to tylko dlatego, żeby się z niego ponabijać. Wolę poszukać prac Banksy’ego. Ale przede wszystkim łamię stereotypy o Londynie, bo sam miałem ich setkę w głowie. Czy dałem temu miastu lajka, czy bana – przekonasz się w tym wpisie.

Londyn. Dzielnica Camden. Dobre miejsce na imprezę, obiad. Postindustrialne miejsce w dobrym stylu, choć miejscami ciut szemrane.
Obawiałem się tego miasta… Bo ponoć zatłoczone, zakorkowane, drogie, taki upadły moloch jak całe Imperium Brytyjskie. Ale jak celnie napisał mój kolega podróżnik Mariusz Barwiński „Najlepsze w podróżach jest bezlitosne miażdżenie stereotypów, zastępowanie przeświadczenia doświadczeniem”.

Londyn wystawa reprodukcji prac street artu Banksy’ego.
No cóż, Londyn przypomina lwa, może trochę przykurzonego i ze złamanym ogonem, ale ciągle potrafi on zaryczeć i skupić na sobie uwagę, a może nawet porwać swoimi szczękami. Ma swój charakterystyczny puls, którego za cholerę nie mogłem poczuć nigdy w betonowym Nowym Jorku.
Wprawdzie wielki, diabelski młyn zwany London Eye, diabelsko przyciąga turystów, jak wieża Eiffla w Paryżu i kłębi się tam dziki tłum, a remontowany i zasłonięty rusztowaniami Big Ben łypie tylko odsłoniętym zegarem, niczym saudyjska kobieta oczami spozierającymi przez wąską szparę nikabu. Tych atrakcji nie warto oglądać moim zdaniem dłużej niż kilkanaście sekund.

Milenium Bridge, a w tle Katedra Św. Pawła.
Zanim londyńską katedrę zamienią w meczet…
Do katedry Św. Pawła za to warto iść i nie tylko dlatego, że trzeba spieszyć się zanim przerobią tę wielką świątynię na meczet, no tak za 100 lat. I nie piszę tego złośliwie, bo historia już zna takie przypadki (1453, Hagia Sofia). Świat się zmienia. Energia jednych religii rośnie, a innych zamiera. Na tyłach katedry warto zajrzeć na plac Paternoster, bo tam świetnie udało połączyć się starą architekturę z nową. Gdzie jest energia? Np. na Camden Market, plątaninie straganów, barów od tajskich, etiopskich po angielskie. Można napić się piwa o nazwie Punk IPA i mieć wszystko gdzieś.
Londyn – daleko od „No future”
Piję piwo jak lokalesi, czyli stojąc na ulicy, ale pilnując się, żeby nie przekroczyć żółtej linii. Piwo nazywa się IPA Punk. No future? Niekoniecznie. W Londynie ciągle skupiają się nitki finansowe z całego świata, nie tylko z UE, ciągle przybywają zewsząd ludzie, bo to ludzie są niezwykli w tym mieście. Patrzę na to miasto z perspektywy kogoś, kto był w nim kilka dni, nie w interesach, tylko żył, próbował je poczuć wszystkimi zmysłami, łaził po nim robiąc 40 km w 2 dni, żarł azjatycki street food, wpadł na wystawę prac Banksy’ego, zaczepiał pod pałacem Buckingham japońskich turystów pytając ich dla beki czy na pewno wiedzą przed jakim budynkiem stoją (nagrałem to z ukrycia – jest film na kanale Tu są Lwy na YouTube)
Czy Londyn da się lubić?
Zapewne, ci którzy w nim mieszkają od lat są nim zmęczeni, widzą jego patologie. Ja patrzę jednak z perspektywy podróżnika i emocji jakie wnosi miasto w moje życie. Mój przyjaciel Maciek Findlik, który mieszka w Londynie od pół roku, (dzięki Maciek za gościnę i wyborową kompanię) jest nim zachwycony, po kilku latach przebywania w poukładanym jak kostka Rubika Monachium. Pewnie, że w niektórych miejscach miks kulturowy nie jest do końca zdrowy, ale tak już bywa, że ziomki ciągną do ziomków i z asymilacją gdzieniegdzie krucho, a raczej do d.u.p.y.
Podsumowując: niesamowita wrażenie robi różnorodność i oryginalność londyńczyków, ich wymieszanie kolorów skóry i stylów. To oni są energią tego miasta czy to się podoba komuś, czy nie. London, I like you, to jeszcze nie Love, ale daję wielkiego lajka.
Londyn 2018 – praktycznie porady:
Komunikacja miejska w Londynie
Nie musisz kupować biletów komunikacji miejskiej. Wystarczy zbliżeniowa karta płatnicza. Płacisz nią za metro zbliżając przy wejściu do bramek lub przy wejściu do autobusu (zawsze wchodzi się od strony kierowcy, a wychodzi bocznymi lub tylnymi drzwiami. System nie obciąża od razu twojego konta. Robi to dopiero wieczorem naliczając przejazdy. Bilet całodzienny? Zapomnij ! Jeśli przekroczysz kwotę 12 funtów jeździsz już danego dnia za darmo i taką kwotę naliczy ci wieczorem system.
Jedzenie w Londynie
Śniadanie:
Za typowe English Breakfast trzeba zapłacić około 9 – 10 funtów. Ja uwielbiałem takie etniczne zwane Meze Plate: duszony bakłażan, hummus, buraczki na ostro, ser halloumi, harissa, fasolka i chleb (10 funtów, ale petarda) serwowane w Look mun, no hands! przy Old Street 49 (niezwykłe miejsce – połączenie warsztatu rowerowego i knajpki przyjaznej wszystkim zakręconym. Można zjeść taniej: 3 jaja na toście lub owsianka – 5 funtów. www.lookmumnohands.com
Obiad:
Nie lubię słowa lunch, bo kojarzy mi się z małą ilością fikuśnego jedzenia:) Obiad na ulicy z pudełka tzw. steet food zaczyna się od 7 funtów (ryż, aromatyczny sos, kawałki kurczaka np. Indyjskie). Za 9 funtów w street foodzie no to już gruba porcja. Fish&Chips – ceny różne około 4 do 8 funtów – rzecz gustu. Dobrą opcją są sklepy/kawiarnie/bary sieci POD lub EAT. Pakowane kanapki, przekąski, proste dania na ciepło. Wszystko świeże, smaczne i tanie 2 do 5 funtów. Opcja dla oszczędnych: Tesco – mają naprawdę świetne dania gotowe o krótkim terminie przydatności do spożycia, znaczy świeżo zrobione. Kupiłem np zielone curry za 2.50 funta i było wyborowe – sos jak w Tajlandii, dobry ryż.
Kolacja:
Można street food, albo można też do restauracji. Ceny zaczynają się od 15 funtów, do 20- 25 za danie z rybą. Sporo azjatyckich restauracji (chińskie, wietnamskie itd.) serwuje naprawdę dobre jedzenie zrobione jak dla siebie, a nie jak na jedno kopyto jak w większość tych w Polsce. Ceny od 9 do 15 funtów za porcję.
Piwo:
Londyn mam wrażenie, że dopiero rozsmakowuje się w piwach z małych browarów, bo jakiegoś zatrzęsienia różnych rodzajów rzemieślniczych piw w pubach nie widziałem. Londyńczycy piją sporo Peroni i Amstela (serio). Ja wolałem Punk IPA. Dobre.