Lew testuje Miejsca

Tropical Island pod Berlinem – raj wykreowany

Autor:
opublikowano
25 kwietnia 2018

Co można zrobić w starym hangarze do budowy sterowców wysokim na 100 m, długim na 390 i szerokim na 210 m? Stadninę dla żyraf, 9 boisk do piłki nożnej? Nie. Tropikalną wyspę w szarym i szczerym zimnym niemieckim polu. Odwiedziliśmy Tropical Island pod Berlinem i mamy patenty jak w niej przeżyć radochę, a nie rozczarowanie.

Tropical Island Berlin

Tropical Island pod Berlinem imponuje wielkością, a w weekendy dodatkowo wielkością tłumu.

Ależ gigantyczna ta Tropical Islands!!! Gdyby obalić wieżę Eiffla, wejdzie do środka. Wewnątrz baseny, palmy, zapach wilgotnego powietrza. Faktycznie już od wejścia przypomina namiastkę takiej komercyjnej, tropikalnej wyspy. Dzieciaki mają tam raj. Starzy… No cóż, nie spodziewaj się klimatu małej zagubionej dziewiczej, romantycznej i odludnej wyspy w Tajlandii. Ale też dużo zależy od nastawienia – jak zawsze. Jeśli potraktujesz całą tę przestrzeń z przymrużeniem oka i z pełną świadomością, że uczestniczysz w czymś w rodzaju akcji rodem z filmu Truman Show, a do tego przestaniesz porównywać do rzeczywistej wyspy – będzie dobrze. My nastawiliśmy się dobrze, no staraliśmy się. Leżaki leżą tu wprawdzie ciasno poupychane na plaży, ale nikt nie odgradza się parawanami. O godzinie 13 już nie było wolnych leżaków, więc kombinowaliśmy przemieszczając się to tu, to tam jak morscy cyganie. Dużo ludzi w weekend, ale kompleks jest gigantyczny i tłum rozłazi się trochę jak mrówki po lesie deszczowym i nie razi tak bardzo. Spacerowaliśmy po lesie deszczowym po środku wyspy, kiedy zrobiło się już ciemno. Dla dzieciaków najlepsza cześć to „Laguna” z wodą 32 st. Temperatura powietrza wynosi około 26 st. Niby sporo, ale po wyjściu z wody trzeba dokładnie osuszyć się ręcznikiem i zmienić mokre gacie, bo przeszywało zimno. Dla dzieciaków niezłą frajda może być nocleg w namiotach rozstawionych na piasku lub w domkach na terenie hangaru. Właśnie, co ciekawe, to o tym hangarze jakoś zapomina się po kilku godzinach.

Tropical Island Berlin

Namiastka plaży, ale co tam. Dzieciaki bez względu na wiek będą zachwycone. Połączenie basenu i plaży powoduje, że na dnie zbiera się trochę piasku.

Kiedy najlepiej odwiedzić Tropical Island?

Zdecydowanie w dzień roboczy. Tylko nie zrób tego błędu, co my i nie jedź tam w sobotę lub w niedzielę, bo haj sizon odbiera wiele przyjemności z przebywania w tym miejscu. Czekaliśmy ponad godzinę w kolejce, żeby wejść na teren wyspy. Im wcześniej uda ci się dotrzeć do Krausnick, tym lepiej, tzn dłużej można cieszyć się pobytem i skorzystać ze wszystkich atrakcji (otwarte 6 -24) . Generalnie nie można wnosić swojego jedzenia, ale nie ma kontroli toreb i jeśli masz dzieci, to nikt głowy nie urwie za kilka przekąsek. My mieliśmy swój mały termos z zupą dla Oli. Jedzenie w części restauracyjnej w formie bufetów jest smaczne i w akceptowalnych cenach. Wszelkich rozliczeń dokonuje się bezgotówkowo przy pomocy chipu.

Tropical Island pod Berlinem fot. Pawel Kempa blog: Tu sa lawy

Okna przepuszczają promienie UV, więc można opalać się wewnątrz.

Najbliżej mają osoby z Poznania, Zielonej Góry i terenów przygranicznych. Nam jazda z Wrocławia zajęła około 2 godzin.
Dla rodziny najbardziej opłaca się kupić bilet familijny on-line 125 euro (2 osoby dorosłe + max. 4 dzieci). Pojedynczy bilet on-line: 36 euro.
tropical-islands.de

TAGS
WPISY POWIĄZANE
Papugarnia Wrocław fot. Paweł Kempa
Papugarnia

19 kwietnia 2018

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: