Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje lwy do odkrycia – czasem za płotem,  czasem na końcu świata. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Oj, zebrało się przez lata całe stado lwów do opisania, od kiedy mały Paweł Kempa w wieku siedmiu lat pojechał do Berlina Zachodniego i został zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania. Tą praktyczną wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.  No dobra, skąd wzięły się te lwy…

Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough, którzy podobnie jak ja zapewne wodzili palcem po mapach i globusie marząc o podróżach.
Nazwa bloga „Tu są lwy” nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. Tym terminem oznaczano na antycznych i średniowiecznych mapach tereny dzikie, nieznane ówczesnym kartografom. Na starych mapach pojawiało się także określenie „Hic sunt dracones”, czyli „tu są smoki”. Spotkałem się z zapisem słowa „sunt” przez „v”. Była to moja pierwsza wątpliwość językowa czy idę dobrym tropem przy próbie znalezienia nazwy bloga. Druga dotyczyła samego tłumaczenia „Hic sunt leones” na polski. Z mojej skromnej wiedzy wynikało, że najczęściej tłumaczy się te trzy słowa po prostu „tu są lwy”. Ale zapewne można zinterpretować je inaczej, bo jak mówi włoskie przysłowie „Traduttore – traditore”, czyli „tłumacz – zdrajca”. Zagadkę lingwistyczno-kryminalną oddałem w ręce, żeby nie napisać łapy, wybitnego specjalisty od łaciny.

A tu są lwy?

Z tymi wątpliwościami zwróciłem się do profesora Marka Krajewskiego, specjalisty od literatury łacińskiej i języka łacińskiego, znanego szerszej publiczności jako autor kryminałów retro z detektywem Mockiem w roli głównej. Z Markiem Krajewskim współpracowałem kiedyś przy okazji tworzenia artykułu do Runners’s World w stylu detektywistycznym. Za zgodą Pana Marka publikuję fragment naszej „lwiej” korespondencji:
Szanowny Panie Pawle
Doskonale Pana pamiętam i cieszę się, że mogę Panu pomóc w kwestii latynistycznej.
Właściwa jest pisownia HIC SUNT LEONES; pisanie „v” zamiast „u” to pewna maniera, która się zresztą ogranicza tylko do pisania wielkimi literami.
(2) Tłumaczenie „tu są lwy” jest właściwe, ja dodałbym słówko „a”, czyli całość brzmiałaby „a tu są lwy”. Dlaczego? Otóż, starożytny czy średniowieczny kartograf jakby mówił do swojego czytelnika, przesuwając palcem po mapie: „Spójrz, drogi czytelniku, tu jest Germania, tu Italia, tu Egipt, a tam to już tylko lwy i inne dzikie zwierzęta”. Pozdrawiam i służę dodatkowymi objaśnieniami. Marek Krajewski

 

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: