Berlin na weekend – 4 alternatywne miejsca, które warto zobaczyć
W Berlinie odwiedziłem 4 miejsca nieoczywiste, alternatywne, do których rzadko docierają turyści. Myślę, że tam można poczuć puls tego miasta, jego zapach i smak, ale też spróbować uchwycić coś tak ulotnego, jak duszę czy też ducha. Po niemiecku te dwa słowa zawiera wyraz „Geist”. Z tysiąca twarzy Berlina wybrałem 4 i pokazałem je na filmie z genialną muzyką, którą stworzył Filip Zawada muzyk, fotograf, pisarz i poeta. Poniżej znajdziesz także opis tych czterech, moim zdaniem, ciekawych miejsc do zobaczenia w weekend.
Gość specjalny, z którym odwiedziłem alternatywne miejsca, czyli Julia Siwek – mieszkanka Berlina i urodzona w tym mieście. Śmiało może o sobie powiedzieć: Ich bin ein Berliner.
Intro – noc z piątku na sobotę w Berlinie
Zooeuropa, bez Ubera ales, ale klasycznie metrem lub Berliner Taxi łapanym jak w NYC ręką z ulicy. Nic tak nie cieszy, jak zmiana miasta na weekend, kiedy zmieniło się pracę jesienią 2018 roku. Jem kolację nie w postaci wursta, ale w chńskiej knajpie za dworcem Zoo, gdzie dobrze karmią po kantońsku, a nie zoograniczoną odpowiedzialnością za smaki, jak u nas. Kręci się sporo policji, ale już spokojnej, jak po okadzeniu dymem roju szerszeni, bo obstawili wizytę Erdogana i zmęczonych zakwaterowują w centrum. Policja śpi na bogato, ale generalnie bogactwa nie czuć. Bar w Bikini Berlin zamknięty. W dzień pijesz i patrzysz na małpy w zoo przez szybę, ale w nocy małpy śpią, podobnie jak barmani, policja, Turcy, Niemcy i cała Zooeuropa.
Spotkałem się ze stwierdzeniem, że dusza Berlina została wypalona od tysięcy bomb, które spadły na to miasto. Jakoś trudno mi się zgodzić z tym stwierdzeniem. Jeśli zostało coś wypalone, to raczej to złe. I dobrze. Dziś w tym wielokulturowym mieście wyczuwam nową duszę, kolorową, trochę anarchistyczną, ze zdrową wielokulturową tkaną. Nie ma w Berlinie obnoszenia się bogactwem jak w Monachium czy Hamburgu. Berlin jest zielony. Kiedy stanąłem kiedyś na szczycie jednego z wysokich budynków na Placu Poczdamskim, którego nowoczesna zabudowa zabliźniła ranę po podzieleniu miasta murem, zobaczyłem morze zieleni. Pierwszy raz pojawiłem się tu jako dziecko, jeszcze w Berlinie Zachodnim w 1984 roku. Potem wracałem tam niemal każdego roku i miałem okazję obserwować, jak zmienia się to miasto, które leżało w ruinach, ale podniosło się i odrodziło niczym Feniks z popiołów.
1. Marheineke Markthalle
Hala targowa numer 11 powstała w 1892 roku jako jedna z 14 hal, które władze miasta postanowiły wybudować, żeby usprawnić i ucywilizować handel w rozrastającej się stolicy Niemiec. Podczas II wojny światowej mocno oberwała, ale odbudowano ją jako jedną z nielicznych. Ma 2500 metrów kwadratowych i około 290 sklepów, kramów, kawiarni. W sobotę i w niedzielę na tyłach hali warto przejść się po rozkładającym kolorowe kramy pchlim targu. Berlińczycy uwielbiają spędzać na czas krążąc . Znajdziesz tam artefakty od staroci po osobliwości wygrzebana z berlińskich domów i piwnic. Marheineke Markthalle jest otwarta od poniedziałku do piątku pd 8 do 20.00 W soboty od 8 do 18.00. www.meine-markthalle.de. Dlaczego berlińczycy tak bardzo lubią pchle targi? Wyjaśnia Julia Siwek urodzona w stolicy Niemiec, z którą spacerowałem po jesiennym targowisku.
2. Dzielnica Schöneberg i Viktoria-Luise-Platz
Jeśli szukasz bardzo spokojnego miejsca, nieskażonego turystyką. Plac otaczają stylowe kamienice z małymi restauracjami na dolnych kondygnacjach. Można rozłożyć się na kocu w ciepły dzień i korzystać z parkowych polanek lub posiedzieć na ławkach pod kolumnadą. Latem ochłodę zapewnia całkiem spora fontanna. Na Viktoria-Luise-Platz bardzo poczułem ten niespieszny puls Berlina. Łatwo dojechać tu metrem.
3. Preußenpark zwany Thaipark
W Preußenpark można z kolei poczuć się jak w Tajlandii, bo w weekend rozkładają na polanie swoje garkuchnie Tajlandczycy zamieszkujący Berlin. Bucha para z kociołków, smażą się kawałki kurczaka w aromatycznym curry. Istny nie street food tylko park food. Potrawy powstają w polowych warunkach na oczach ludzi. Wszystko dzieje się zupełnie nielegalnie i w duchu kulinarnej anarchii, ale jak tam wszystko smakuje! Jadłem i polecam: zupę wołową z makaronem i solidną dawką świeżej kolendry – cena 5 euro. Wszystko okraszone tajskim uśmiechem i serdecznością. Władze Berlina starały się jakoś zapanować na tą uroczą azjatycką anarchią i przenieść gdzieś gotujące kobiety w cywilizowane miejsce, ale mieszkańcy Berlina wnieśli protest i głośno domagali się pozostawienia Thai park w świętym, buddyjskim spokoju. Trzeba się spieszyć, bo nie wiadomo kiedy to pyszne, dzikie koczowisko berlińskich Tajów zostanie zlikwidowane albo umieszczone w ciasnych ramach niemieckiego początku. Ale „Das ist Berlin” i niech tak najdłużej pozostanie. Najlepiej przyjść w sobotę lub w niedzielę koło południa. Gotowanie na polanie trwa do wieczora.
4. Cmentarz na Friedenau
– grób Marleny Dietrich oraz Helmuta Newtona
Czwarte miejsce jest najbardziej sekretne. W małej dzielnicy Friedenau znajduję się zabytkowy cmentarz-ogród, gdzie spoczywa Marlene Dietrich. Obok niej znajduje się skromny grób jednego z najsłynniejszych fotografików świata Helmuta Newtona zwanego „King of Kink”, czyli królem supłów, zmyłki, wielości znaczeń fotograficzno-artystycznych. Newton zasłynął sesjami dla magazynu Vouge i odważnymi, jak na tamte czasy, aktami kobiet w przedziwnym otoczeniu, w jakim nikt dotąd ich nie fotografował. Co ciekawe Helmut Newton fotografował też Dietrich, ale już nie nago. Jak wygląda zdjęcie, które kiedyś zrobił Marlenie i jak znaleźć ich groby? Bo niełatwo je oszukać, ponieważ są bardzo skromne. A to już zobaczysz na filmie pokazującym Berlin w wersji alternatywnej.