Lwy buszują po świecie Podróże

Istria – za ribu!

Autor:
opublikowano
27 października 2023

Istria, wioska Vinkuran. Godzina 6.30. Wyobraź sobie Chorwację bez ludzi, bez morza turystów. Przełom kwietnia i maja. Wchodzę na pokład.

– Ajde, czyli ni to ,pośpiesz się’, ni to ‚dawaj’ rzucił mi rybak z wioski Vinkuran, kiedy przemierzał szybkimi krokami pokład swojego siedmiometrowego kutra i podał mi, jakby od niechcenia, butelkę wina. Pociągnąłem łyk i poczułem jak płynny metal zalewa mój pusty żołądek. To była rakija, a właściwie 52% grappa, samogon z wytłoczyn winogronowych, którą degustowałem wieczorem u niego w domu. Domowa, a jakże, mocna. Na zdrowie, kapitan rzuca krótkie – živeli, między odwiązywaniem cum a szybkim wyjściem z portu, który pamięta czasy rzymskiego panowania. Chwyciłem tylko mocniej drążek chromowanego steru i odmówiłem drugiej kolejki. Bujało. Do wyciągnięcia mieliśmy 6 sieci zastawionych wieczorem. Ajde.

Claudio Kazalac mimo ponad 60 na karku, poruszał się niczym kot po chybotliwym pokładzie. Wystarczało niby podpłynąć pod boję, zaczepić i wyłowić bosakiem linkę z boją o metalowy kołowrót napędzany silnikiem elektrycznym i sieć wpadała na pokład. Claudio zręcznym ruchem układał sieć na dziobie. Ale moc tych wprawnych rąk miałem okazję poznać, kiedy witaliśmy się. Miał dłonie silne i spracowane jak imadło.

– Ni ma riba, ni ma – biadolił

Faktycznie, z sieci wyciągał potem tylko kilka niewielkich sztuk ryb, ale wyrzucał do morza zaplątane rozgwiazdy i strzykwy. Łowi tyle, co dla rodziny, przyjaciół i zaprzyjaźnionych restauracji. Nie więcej. Dziś jednak mizerny połów. Ale tak bywa w kulturach zbieracko-łowieckich. Raz więcej, raz mniej. 5 tys. lat BC, może i w sieciach byłoby więcej, teraz w czasach UE, strefy Schengen, dotacji, kontroli i zrównoważonego rozwoju na zgliszczach adriatyckiej rabunkowej gospodarki morskiej – mizeria.

Byłem więc sternikiem kutra i powiernikiem biadolenia starego rybaka, że wszystko podrożało, że jajka droższe o 100% po wprowadzeniu euro, że w tej wojnie na Ukrainie to tylko o ekonomię chodzi i może lepiej, żeby się jakoś dogadali? Polubiłem go jednak za energię życiową, ten błysk w oku, człowieka morza, który ciągle może wypływać swoim siedmiometrowym kutrem, wyciągać sieci gołymi dłońmi z żałobą za paznokciami i w brudnym stroju rybaka. Kolejny łyk rakii – živeli.

Tak było na krańcu Istrii, w strefie euro, gdzie 1 maja wschodziło słońce, a na wschodzie Europy zaległy cienie.

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: