Lwy buszują po świecie Podróże Wyzwania

Kilimandżaro: jak zaplanować wejście na najwyższy szczyt Afryki.

Autor:
opublikowano
19 kwietnia 2018

Kilimandżaro jest idealnym szczytem dla osób, które chcą rozpocząć przygodę z trekkingiem po wysokich górach. Zapewne zastanawiasz się czy uda ci się wejść, czy nie wymiękniesz po drodze, a twoje zmęczone ciało rozszarpią lwy i dojedzą sępy. Wiele osób już na etapie planowania pacyfikuje swoje marzenia jak milicja demonstrację Solidarności. Spokojnie. Wszystkie patenty przetestowałem na własnej skórze w drodze na dach Afryki.

Kilimandżaro wyłania się zza chmur. Foto: Jacek Heliasz

Czy każdy da radę wejść na Kilimandżaro?

1. Jeśli uprawiasz amatorsko jakikolwiek sport kardio i czujesz się w formie, ale niekoniecznie życiowej. Dasz radę.

2. Cieszysz się w miarę dobrym zdrowiem i nie masz problemów z krążeniem, a lekarz nie zabronił ci kategorycznie przebywania na wysokości do 6000 m n.p.m. Dasz radę.

3. Jeśli lubisz chodzić po górach i zmęczyć się przy tym trochę, ale nie znasz się na linach, wspinaczce, asekuracji. Dasz radę, bo te umiejętności nie będą potrzebne.

4. Nie masz wszystkich kończyn, ale masz determinację w pokonywaniu przeszkód jak Jasiek Mela. Dasz radę, bo on też wszedł na Kilimandżaro. Nie masz jednego płuca jak Piotr Pogon? Dasz radę! Piotr też był na Kili.

5. Nie wiesz jak zareaguje twój organizm na dużej wysokości? Nikt nie wie, dopóki nie przekona się na własnym organizmie, bo z adaptacją lub jej brakiem do rozrzedzonego powietrza i obniżonego ciśnienia, już się rodzimy i trudno to wytrenować. Jednym słowem masz adaptację zapisaną w genach. Przykład? Razem ze mną wspinała się dziewczyna, która wcześniej była tylko na Rysach i wstała zza biurka ruszając z nami bez treningu. Wyobraź sobie, że niemal wbiegła na szczyt!  Jej organizm świetnie zaadaptował się do wysokości – sama była w szoku. Inny przykład. Kumpel w ekipie, sportowiec, ambitny, świetny kolarz górski, którego na zawodach MTB  wielu oglądało tylko jego plecy, no dosłownie wczołgał się na Kili… Słaniał się, był potwornie słaby i wszedł tylko siłą woli, i determinacji – tak go ścięła choroba wysokościowa. Nie ma zatem reguły. Niemniej kondycję lepiej mieć dobrą, niż słabą. Więc raczej dasz radę, a przynajmniej przetestujesz swój organizm. Wiedza o tym, jak funkcjonuje, to też skarb. Nie zważaj na wpisy, że tylko 25% osób z rozpoczynający trekking zdobywa szczyt. Bzdura. Z naszej 11 osobowej ekipy tylko jedna osoba nie stanęła na szczycie. Według statystyk polskiej agencji 4Challenge.org szczyt Kilimandżaro zdobywa 85% osób. Dasz radę!

Jakie szczepienia trzeba wykonać przed wyprawą na Kilimandżaro?

Musisz  zaszczepić się na żółtą gorączkę zwaną też żółtą febrą. Bez tego i wbitej pieczątki do żółtej książeczki szczepień WHO, nie wpuszczą cię na teren Kenii i Tanzanii. Na lotnisku lub granicy lądowej mogą poprosić cię o jej okazanie. Szczepienie na żółtą febrę w cenie ok. 240 zł możesz wykonać np. w wojewódzkim oddziale sanepidu. Lepiej zaszczepić się przeciwko tężcowi, durowi brzusznemu, błonicy, żółtaczce (WZW A i B) – koszt ok . 600 zł. Niestety nie ma szczepionki na malarię, a szkoda, bo zabija ona więcej osób w Afryce niż węże, hipopotamy ( uwaga lubią zabijać ludzi)  krokodyle i lwy razem wzięte. Na malarię brałem prewencyjnie lek o nazwie Malarone. Wprawdzie powyżej 2000 m nie ma malarycznych komarów, ale trzeba go brać codziennie, a kuracja na 3 tygodnie kosztuje około 400 zł. Lek trzeba przyjmować 48 godzin przed przylotem do kraju, gdzie występuje malaria i 7 dni po powrocie. Nie stwierdziłem jakichkolwiek skutków ubocznych przy jego stosowaniu, choć niektórzy mogą odczuwać nudności, osłabienie.

Kilimandżaro: tragarz na trasie do obozu. Foto: Jacek Heliasz

Kilimandżaro: samemu czy z agencją?

Nawet jeśli jesteś typem Zosia-samosia, nie możesz pojechać do Tanzanii i wejść  na Kili ot tak, jak na Kasprowy. Na trekking musisz mieć wykupione pozwolenie od władz parku lub zdać się na usługi lokalnych, certyfikowanych  agencji, które organizują całość trekkingu – od pozwoleń po kucharza i tragarzy, przewodnika, z których nie możesz zrezygnować. Taki biznes.  Próbując zaoszczędzić i załatwiając wszystko samemu wyjdzie podobna cena lub nawet drożej niż z agencją, która ma wszystko obcykane. Organizowanie wyprawy i załatwianie formalności można  powierzyć  także wyspecjalizowanym klubom górskim w Polsce, agencjom wypraw jak np. 4Challenge, z którymi ruszyłem na Kili. Duże i znane biura podróży z kolei złupią Cię niemiłosiernie i zapłacisz jak za zboże podczas suszy w Etiopii. Koszt samego wejścia organizowanego przez agencję wynosi około 1800 dolarów od osoby ( maj 2018) + lot w zależności od terminu 2500 do 3500 zł. W tej cenie masz zagwarantowane wszystko, co potrzeba: pobyt w Parku Narodowym  Kilimandżaro, tragarzy, przewodników, dojazdy, noclegi, wyżywienie, ubezpieczenie. Safari po zdobyciu dachu Afryki i ewentualny pobyt na Zanzibarze wiążą się z dodatkowymi opłatami.

Kilimandżaro ściana Barranco

Kilimandżaro. Ściana Barranco. Jedyny moment z ekspozycją i elementami drobnej wspinaczki.

Sprzęt i apteczka na dach Afryki

Spakuj do wygodnego plecaka rzeczy na każdą pogodę: od tych na upalne lato (techniczne koszulki, kapelusz, sandały) do odzieży outdoorowej na wysokogórski trekking  z opcją „że będzie padać”, bo będzie. Weź więc dobrą kurtkę i spodnie z membraną o wysokich parametrach, czapkę, rękawiczki, polar, bieliznę termoaktywną. Do tego okulary o mocnym przyciemnieniu (faktor 4) najlepiej wysokogórskie. Ciepły  śpiwór nie musi być superlekki. I tak poniosą go tragarze. Przydadzą się kijki trekkingowe, które odciążą nogi. Spakuj dwie pary butów trekkingowych z membraną. Jedne solidne za kostkę i  lekkie do kostki, ale także z agresywnym bieżnikiem. Takie zestaw sprawdził się w moim przypadku. Nie musisz mieć uprzęży, lin i raków. Awaryjnie dorzuć do plecaka batony energetyczne,  kilka opakowań liofilizowanego jedzenia, które lubisz, gdyby wystąpiły sensacje żołądkowe po tanzańskim obiedzie na biwaku. Termos i bidony – koniecznie, bo nie można używać plastikowych butelek. Wybierając opcję spania w namiotach np. idąc drogą Machame (polecam), zapomnij o myciu przez prawie tydzień. Weź chusteczki nawilżające i myj się jak kot. Na biwakach są latryny, żeby nie robić po krzakach i skałach. Jesteś w parku narodowym.

Na wszelki wypadek spakuj do apteczki podróżnej:

1. Plastry na odciski;
2. Aspirynę – pomaga w rozrzedzaniu krwi i na ból głowy;
3. Środki dezynfekujące;
4. Środki na biegunkę (np. Stoperan plus) i zwalczające bakterie w żołądku (np. Nifuroksazyd);
5. Probiotyki i elektrolity.

Weź też mały plecak z przekąskami, apteczką, aparatem, bo ten większy zwykle niosą tragarze i dostajesz go potem na biwaku. Daj im zarobić, to najbiedniejsze chłopaki w całej ekipie tanzańskiej. No chyba, że chcesz ambitnie samemu. Alleluja i do przodu. Pieniądze zgarnie agencja lub szef grupy, a nie biedny tragarz.

Lądujemy na Czarnym Lądzie

Zwykle ekipy z Polski lądują się w Nairobi, bo z Kenii najbliżej do granicy z Tanzanią. Kenijską wizę musisz zamówić online najlepiej 2 do 3 tygodni wcześniej www.ecitizen.go.ke (cena 50 USD). Po wylądowaniu w Nairobi trzeba przemieścić się busem do Tanzanii (wiza 50 USD na granicy). I tu zaczyna się przygoda, bo właśnie Kilimandżaro wyłania się zza chmur. Więcej o tym jak wchodziłem na dach Afryki we wpisie: Kilimandżaro: najwyższy szczyt Afryki krok po kroku.

Widok ze szczytu Kilimandżaro o poranku. W tle szczyt Mawenzi. Fot. Paweł Kempa

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: