P.A.R.N.O.

Sen sensacyjno-sportowy. Kempa kontra Gowin

Autor:
opublikowano
20 kwietnia 2018

Po długiej chorobie, kiedy wracałem do żywych i do pracy miałem taki sen sensacyjno-sportowo-metafizyczno-polityczny:

Jestem na sali gimnastycznej w swojej szkole podstawowej. Gramy w kosza. Wybijam się z pola trzech sekund i zawisam nad obręczą. Ale… nie opadam. Mogę unosić się w powietrzu. Latam! Nagle sala pustoszeje. Jestem sam i płynnie przelatuję z jednego końca sali gimnastycznej, na drugi. Czuję się niezwykle lekko. Jest jasno, a powietrze czyste. Nie wkładam w lot żadnego wysiłku, wystarczają tylko minimalne ruchy rąk nadające kierunek lotu. Czuję totalną wolność. Mogę wszystko.

Kempa kontra Gowin

Nagle do sali gimnastycznej wchodzi minister rządu RP Jarosław Gowin. Patrzy na mnie i myśli, że właśnie ktoś ćwiczy gimnastykę, tak normalnie, sportowo. Ale po chwili zdaje sobie sprawę, że ten człowiek jednak unosi się w powietrzu. Lewituje. Podlatuję do niego i zawisam w odległości dwóch metrów. Na jego twarzy zaczyna malować się strach. Jego racjonalno-konserwatywny umysł przestaje ogarniać to, co widzi. W ciągu kilku sekund zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z nadprzyrodzonym zjawiskiem i ogarnia go lęk. Gowin próbuje w głowie znaleźć jakieś święte słowa, może modlitwę, może przekleństwo, żeby odpędzić „demona”. A ja tylko uśmiecham się lekko, bo przecież latanie, to taka naturalna czynność i jestem po jasnej stronie mocy. Czekam, aż wypowie słowa, ale te, nie mogą przejść mu przez gardło. Chcę, żeby w końcu mu się udało, żeby wydusił je z siebie, bo mam zamiar odpowiedzieć mu równie świętymi słowami, może nawet cytatem z Biblii, żeby przestał się bać. Ale jego słowa nie padają. Dalej uśmiecham się do niego lewitując.

But Kempa

TAGS
WPISY POWIĄZANE

DODAJ KOMENTARZ

Paweł Kempa
Polska

Pamiętam jak marzyłem, żeby zobaczyć lwy w Nogongoro. Moimi idolami z dzieciństwa byli Tony Halik i Sir David Attenborough. Wodziłem palcem po mapach zapewne tak, jak oni. Zostałem dziennikarzem z żyłką podróżniczą. Współpracuję z National Geographic Traveler. Przez 5 lat tworzyłem w Men’s Health dział „Wyzwania”, a sporty ekstremalne testowałem na własnej skórze. Lubię ostrą kuchnię tajską, norweskie lodowce i zapach afrykańskiego buszu o poranku. Z żoną i rocznym dzieckiem ruszyłem przez Indonezję, Malezję i Tajlandię, gdzie zostałem zainfekowany nieuleczalnym wirusem podróżowania we troje. Pewnego dnia spojrzałem prosto w oczy lwicy w Ngorongoro.

O blogu

Na blogu Tu są lwy ruszasz ze mną w podróż. Zamieściłem tu przygody, patenty, opisałem miejsca i wyzwania, których doświadczyłem na własnej skórze. Bo każdy ma swój Everest i każdy ma swoje „lwy” do odkrycia – czasem za płotem, czasem na końcu świata. Nazwa Tu są lwy nawiązuje do łacińskiego zapisu „Hic sunt leones”. W ten sposób oznaczano na antycznych mapach tereny dzikie, nieznane kartografom. Tą odkrytą wiedzą, ale – co najważniejsze – emocjami dzielę się tu z Tobą.

Lwy polują na zdjęcia
Lwy polecają: