Sen sensacyjno-sportowy. Kempa kontra Gowin
Po długiej chorobie, kiedy wracałem do żywych i do pracy miałem taki sen sensacyjno-sportowo-metafizyczno-polityczny:
Jestem na sali gimnastycznej w swojej szkole podstawowej. Gramy w kosza. Wybijam się z pola trzech sekund i zawisam nad obręczą. Ale… nie opadam. Mogę unosić się w powietrzu. Latam! Nagle sala pustoszeje. Jestem sam i płynnie przelatuję z jednego końca sali gimnastycznej, na drugi. Czuję się niezwykle lekko. Jest jasno, a powietrze czyste. Nie wkładam w lot żadnego wysiłku, wystarczają tylko minimalne ruchy rąk nadające kierunek lotu. Czuję totalną wolność. Mogę wszystko.
Kempa kontra Gowin
Nagle do sali gimnastycznej wchodzi minister rządu RP Jarosław Gowin. Patrzy na mnie i myśli, że właśnie ktoś ćwiczy gimnastykę, tak normalnie, sportowo. Ale po chwili zdaje sobie sprawę, że ten człowiek jednak unosi się w powietrzu. Lewituje. Podlatuję do niego i zawisam w odległości dwóch metrów. Na jego twarzy zaczyna malować się strach. Jego racjonalno-konserwatywny umysł przestaje ogarniać to, co widzi. W ciągu kilku sekund zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z nadprzyrodzonym zjawiskiem i ogarnia go lęk. Gowin próbuje w głowie znaleźć jakieś święte słowa, może modlitwę, może przekleństwo, żeby odpędzić „demona”. A ja tylko uśmiecham się lekko, bo przecież latanie, to taka naturalna czynność i jestem po jasnej stronie mocy. Czekam, aż wypowie słowa, ale te, nie mogą przejść mu przez gardło. Chcę, żeby w końcu mu się udało, żeby wydusił je z siebie, bo mam zamiar odpowiedzieć mu równie świętymi słowami, może nawet cytatem z Biblii, żeby przestał się bać. Ale jego słowa nie padają. Dalej uśmiecham się do niego lewitując.